niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział I

-Ile?-zapytałam unosząc lewą brew do góry. Patrzyłam na fotografię wręczoną mi przez mojego zleceniodawcę z lekką kpiną. Moje kąciki ust uniosły się ku górze na myśl jak łatwo będę mogła zabić swój cel.
-Sto tysięcy wystarczy?-zaproponował mój Zleceniodawca uśmiechając się szyderczo. Znałam takich ludzi, zgadując to był diler.
-W zupełności.-potwierdziłam cenę. Na te słowa mężczyzna usunął mi się z drogi, więc skierowałam się w stronę drzwi wejściowych.
-Czy mógłbym poznać imię Pani ''Śmierci''?-powiedział na odchodnym. Często irytowało mnie przezwisko ''Śmierć'', ''Kameleon'' lub inne, aczkolwiek pseudonim ''Śmierć'' stanowił dla mnie pochwałę.
-Nie jestem na randce, aby ktoś musiał mnie bliżej poznać.-uśmiechnęłam się nieznacznie opierając się o ścianę budynku. Kąciki ust Zleceniodawcy również uniosły się ku górze.
-Próbować zawsze można...
   Po dłuższej chwili ciszy zaczęłam się zastanawiać dlaczego chciał znać moje imię, przecież to nie potrzebne. Co prawda, kilka osób chciało poznać moją tajemnicę, ale...
-Do zobaczenia. Zwykle nie daję numeru telefonu, ale nigdy nie widziałem kobiety w roli płatnego zabójcy.-zdziwiłam się na te słowa. Nigdy nikt mnie tak nie potraktował, NIGDY, a często dawano mi zlecenia.-Z tyłu zdjęcia kotku...-widząc moje zakłopotanie Zleceniodawca od razu interweniował. Chciałam ukryć swoje zdziwienie więc rzuciłam tylko uśmiech i weszłam do domu.

***


   Żeby nie odstawać od ''zwykłych ludzi'', tak, jak zwykłe osiemnastolatki postanowiłam iść na zakupy.  Nie byłam uboga poprzez moje zlecenia, więc mogłam sobie pozwolić na wstąpienie do luksusowego sklepu. Kupiłam w nim kilka ubrań, a następnie  wyszłam.



***

   Biegłam ciemną ulicą mojego rodzinnego miasta, tego, które opuściłam wieki temu... Nagle się potknęłam, złamałam szpilkę. Szybko się podniosłam i uciekałam, ale przed czym? Przecież to ja tu jestem mordercą, a inni ofiarami. Moje ciało samo się poruszało, nie miałam wpływu na to, co robię. Nie mogłam się zatrzymać, nie byłam wstanie. Mijając opuszczone domy słyszałam tylko cichy szept ''Zabiję Cię...''. Słowa wypowiadał znany mi głos, intonacja była taka sama... To był morderca mojej rodziny, ale on już nie żył. Zabiłam go mając trzynaście lat-spłonął razem z resztą nienawidzonych przeze mnie osób. 
   Otworzyłam drzwi od mojego rodzinnego małego domku, niemiłosiernie skrzypiały podczas tej czynności, co strasznie drażniło mój słuch. 
-Tak jak zawsze gdy byłam mała...-wyszeptałam kierując swoje kroki ku salonowi. 
   Stałam po środku ogromnej sali. Wielkiego pokoju w którym niegdyś siedziałam wraz z ojcem i matką, babcią i dziadkiem, bratem i siostrą... 
   Nagle poczułam uścisk na szyi.
-Kopę lat Aniołku, a może raczej powinienem rzec ''Maszyno do Zabijania''?-To był znany mi głos... Powinien być martwy... No ba... Musi być martwy.... O.o
-Kim Ty kurwa jesteś? Ja przecież... Cię zabiłam...-powiedziałam zszokowana.
-Ja? To Ty powinnaś nie żyć.-ciągnął.-Wiele się zmieniło prawda? Wydoroślałaś. Słyszałem, że nie wile osób zna Twoje imię.
-Nikt go nie zna.-poprawiłam człowieka, który dawno powinno być na tamtym świecie.-Nie lubię być nazywana po imieniu...
-No więc M-
-Zamknij się!-przerwałam swojemu byłem ''znajomemu''. Chciał wymówić moje imię. Zaczynało się na literę ''M''. Zawsze robił mi na złość. Dlatego przy NIM zawsze się irytowałam. Kilka lat zajęło mi obrócenie go w proch, wiele lat... A teraz nagle się pojawia?!
   Obudziłam się.
-To tylko sen... Mogłam się tego spodziewać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz